ZATOR
Zator
W słoneczną i niemal letnią niedzielę 8 kwietnia 2018 roku, tuż po 13.00 wyruszyłem w trasę na rowerze. Z domu skierowałem się w stronę kościoła w Ligocie Miliardowicach, gdzie chodzę na Msze św. a ta niedziela to tzw. Święto Miłosierdzia Bożego, co jest szczególnie u nas obchodzone z racji odpustu.
Po chwili pojechałem trasami rowerowymi przez Zabrzeg do Czechowic-Dziedzic, gdzie przejechałem przez kładkę na rzece Białej i dotarłem do Kaniowa. W tej miejscowości przejeżdżałem aż 3 razy przez przejazdy kolejowe i dojechałem do Dankowic. Tam miałem jechać na Jawiszowice, ale stwierdziłem że dawno nie byłem w Zasolu Bielańskim i Bielanach. Na granicy tych dwóch miejscowości jest rzeka Soła, a na jej brzegu najwyraźniej ktoś podpalił chaszcze, to też byłem świadkiem akcji gaśniczej bielańskich strażaków. Następnie skręciłem na dość ruchliwą drogę, gdzie mało mnie jakiś idiota nie staranował bokiem samochodu, w kierunku Oświęcimia.
Na trasie minąłem Łęki i Grojec. W Oświęcimiu skręciłem na drogę w kierunku Zatora, obok której wiedzie trasa rowerowa. Moim oczom zaczęły się ukazywać ładne widoki na Beskidy oraz z drugiej strony na Jurę krakowsko-częstochowską i dolinę Wisły. Przejechałem przez Włosienicę i Przeciszów i dotarłem do Zatora. Chwilę przystanąłem przy parku rozrywki "Energylandia" i doszedłem do wniosku, że jak kiedyś będę tam na tzw. roller coaster, to najlepiej na czczo, gdyż jadąc na czymś takim można zwrócić zawartość żołądka w trybie natychmiastowym...
Następny przystanek miałem na stacji benzynowej gdzie postanowiłem kupić Coca-Colę, bo picie mi się kończyło, a dalsza trasa wiodła przez Podolsze, a potem WTRką na wałach Wisły, więc miałbym post w piciu... Trasa z Podolsza aż do pod oświęcimskich Babic wiodła wałami Wisły i zaznaczona była jako WTR i Metropolis. Trasa rowerowa jest asfaltowa i wiedzie bezdrożami, przez co jest to jedna z najlepszych tras rowerowych jaką kiedykolwiek jechałem. Do jej walorów można zaliczyć piękne widoki po obu stronach.
W Bobrku skierowałem się na Oświęcim, gdzie przejechałem bulwarem nad Sołą i obok KL Auschwitz, a potem trasa wiodła w kierunku obozu w Brzezince. W Harmężach zdecydowałem, że nie pojadę w kierunku Brzeszcz, a na Wolę i tak też zrobiłem. Przejechałem przez Wolę i lasem dotarłem (trasa Greenways i R4) do Frydka i Ćwiklic. Zaczynało się ściemniać to, włączyłem światła. Planowałem jechać do Pszczyny i skierować się na tamę w Goczałkowicach ale stwierdziłem, że to ryzykowne bo tamę zamykają o zmroku i z Pszczyny pojechałem obok DK 1 do uzdrowiska w Goczałkowicach, a potem do Czechowic-Dziedzic i tymi samymi trasami, co na początku dotarłem do domu (pokrążyłem jeszcze po Miliardowicach).
Jeśli chodzi o warunki w jakich odbywała się wyprawa to było tak: pogoda słoneczna, 21 stopni co pozwoliło ubrać koszulkę i rowerowe spodenki. Trochę wiało, ale to był ciepły wiatr. Co najważniejsze, to fakt, że licznik zanotował aż 125 km !!! Zero zmęczenia, bo trasa wiodła płaskimi terenami.
Galeria zdjęć jest na https://photos.google.com/album/AF1QipOrWEYkv7EXaPfXLY7yStmCYx6C_8lGL3DQ-R7K