OŚWIĘCIM VELO
Oświęcim 5.11.2017
W ciepłą listopadową niedzielę 5.11.2017 roku miała miejsce wyprawa rowerowa. Warto przypomnieć, że była to pierwsza wyprawa po dłuższej przerwie, spowodowanej niekorzystną pogodą, no ale tak to już bywa w ostatnim kwartale roku.
Tradycyjnie wyprawę zaczęliśmy w Ligocie skąd pojechaliśmy z siostrą, przez Czarnolesie (chwilowo oglądaliśmy modernizację torowiska i zniszczone drogi !!!) do Zabrzega, a potem główną drogą do Czechowic-Dziedzic. Tam przejechaliśmy przez osiedle na północy tego miasta, oraz przez zabytkową kolonię górniczą i przez tereny lotniska zlokalizowanego na hałdzie kopalni "Silesia". Przejeżdżając przez bród na rzece Białej, wjechaliśmy na tereny żwirowiska w Kaniowie, a potem główną drogą pojechaliśmy przez Dankowice do Jawiszowic leżących już w woj. małopolskim. Na granicy województw napotkaliśmy nowe znaki rowerowe: oprócz Wiślanej Trasy Rowerowej, która wiedzie z Wisły, tam zaczęła się trasa Velo Metropolis - jeden z rowerowych projektów samorządu woj. małopolskiego. Zapadła znamienna decyzja, żeby sprawdzić gdzie nas ta trasa zaprowadzi... A prowadziła przez Brzeszcze, w tym przez malownicze stawy, do Harmęża, Pław i Brzezinki, gdzie widać było nazistowski obóz koncentracyjny Birkenau. Trasa zaprowadziła nas do Oświęcimia, tuż obok obozu Auschwitz, a następnie na bulwary nad Sołą i potem do miejscowości Broszkowice. Na moście nad Wisłą (most Benedykta XVI) zawróciliśmy z obietnicą, że w następnym sezonie przejedziemy całą trasę od strony Krakowa...Powróciliśmy na bulwary w Oświęcimiu, a potem odwiedziliśmy tamtejsze Stare Miasto i Rynek, by zjeść obiad, który okazał się być kebabem... Po Posiłku, powróciliśmy do Brzezinki, a potem Harmęż, skąd skierowaliśmy się do Woli. Powoli zapadał zmrok. Przejechaliśmy główną drogą przez to miasteczko z kopalnią "Piast", a potem po krótkim, wymuszonym przez naturę, postoju przejechaliśmy trasą R4 i "Greenways" przez las, do Frydka, a potem do samych Ćwiklic. Z tej miejscowości pojechaliśmy do Rudołtowic, gdzie planowaliśmy przedostać się drogą technologiczną na teren Czechowic-Dziedzic. Po przekroczeniu Wisły droga z płyt zamieniła się w istne błotne bajoro co uniemożliwiło dalszą jazdę. Asfaltowa droga była niemal na wyciągnięcie ręki, ale przejście po zmroku, mimo bardzo dobrego oświetlenia przez bajoro, graniczyło niemal z cudem. Zawróciliśmy do Rudołtowic. Warto wspomnieć, że błoto i bajoro to nie była jedyna atrakcja na tej drodze - była tam też chyba z półtora metrowa dziura i tylko dzięki oświetleniu mogliśmy ją ominąć. Strach pomyśleć, co by było jakbyśmy nie mieli lampek... choć dziura z jednej strony była oznakowana... drewnianą paletą !!! Z Rudołtowic pojechaliśmy do Goczałkowic i tu kolejna atrakcja - przebudowa drogi. Na początku nowiutki asfalt, a potem wertepy ale daliśmy radę !!! Powróciliśmy do Czechowic-Dziedzic, gdzie przy moście nd Iłownicą rozdzieliliśmy się. Ja postanowiłem jechać do samego centrum Ligoty, wałami rzeki Wapienicy, a potem przez Bronów do domu, tylko dlatego, żeby dobić do 100 km, co się udało. No cóż, zrobić setkę na rowerze w listopadzie, to jest fajna rzecz.
Podsumowując: pogoda rewelacyjna, około 14 stopni, słońce potem księżyc... Zmęczenie znikome. Zapadający zmrok około godziny 16.30 zmusza rowerzystę do noszenia elementów odblaskowych i właściwego oświetlenia roweru !!!