OSZCZADNICA 14.06.2015
OSZCZADNICA.
W upalną, słoneczną niedzielę 14.06.2015 roku, miała miejsce spontaniczna wyprawa rowerowa!!!
Jak do tego doszło?
W ramach przygotowań do rajdu wokół trójstyku polsko - czesko - słowackiego planowanego na 20.06.2015, musieliśmy zadbać o to jak tam dotrzemy: wykluczyliśmy dotarcie tam na rowerach z domu i pociągiem, bowiem byśmy nie zdążyli...Pozostało dotarcie autem, ale jak tu wpakować 2 rowery do wnętrza samochodu Ford Fiesta z 1998 roku??? Pokombinowaliśmy trochę, zdjęliśmy przednie koła i siodełka i rowerki weszły do auta!!! A jak już weszły w Ligocie to wyszły dopiero w Zwardoniu... bo postanowiliśmy, że ich nie będziemy wyciągać i podjedziemy autem do Zwardonia na granicę ze Słowacją!!! No i się zaczęło...
Ze Zwardonia wyruszyliśmy w stronę słowackiej granicy, do miejscowości Skalite. Do samej granicy było pod górkę, ale potem zjazd do samego Skalitego. W tej miejscowości, skręciliśmy na wąską, asfaltową drogę w kierunku Oszczadnicy. Droga była po górach i dolinach przez co były ładne widoki, no i meczące podjazdy ( a było upalnie)!!! Jednak tam gdzie są podjazdy są też zjazdy!!! I zjechaliśmy do Oszczadnicy - Równe, gdzie chwilę zastanawialiśmy się jak dalej jechać by zobaczyć trasę narciarską Laliky, będącą jedną z tras ośrodka narciarskiego "Snow Paradise Velka Raca", gdzie zimą bywamy na nartach!!! W końcu wśród gór dotarliśmy na trasę narciarską Laliky. To tam zimą rozwinąć można na nartach spore prędkości, gdy jedzie się z góry (Wielka Racza - jedno ze zboczy) "na krechę" w dół!!! Polecam tą trasę narciarską!!! Tam był dłuższy postój, bo chciałem zobaczyć jak to wygląda już prawie latem!!! Patrząc na to, wróciły narciarskie wspomnienia z zimy!!! Chwilę potem powróciliśmy do centrum Oszczadnicy i skierowaliśmy się drogą i trasą rowerową do Czadcy. O tym jak przejechaliśmy przez ekspresówkę może nie będę wspominał, bo mogliśmy zarobić spory mandat...no ale wjechaliśmy do Czadcy, a potem szybko, przez górki i doliny, do Świerszczyńca. Tam jechaliśmy, nieco położoną na zboczu gór, drogą w kierunku Czernego, a potem Skalitego, gdzie na rynku podziwialiśmy radziecki pomnik wdzięczności!!! Od tego momentu, zaczynał się spory podjazd na granicę w Zwardoniu. Był na tyle wymagający, ze były chwile, kiedy chciało się prowadzić rower, bowiem upał dawał się we znaki!!! Ale prawdziwi rowerowi wojownicy, byli tak zawzięci, że się nie poddali!!! Padały słowa dopingujące samych siebie: "Nie poddam się! Jeszcze kawałek! Go, go Power Rangers!!!" No i się udało - Przełęcz Zwardońska wzięta!!! A po polskiej stronie tylko szybki zjazd do auta i wpakowanie rowerów do wnętrza i kierunek dom!!! Tak oto dwóch Rowerowych Rangersów, 95 % wyprawy odbyło po górkach Słowacji, w upale, w ramach spontanicznej wyprawy!!! Ale było wspaniale!!! 50 km zrobione + dojazd autem 70 km w jedną stronę.