GOGOŁOWA
GOGOŁOWA 17.05.2015
17 maja 2015 roku wraz z kolegą Michałem postanowiliśmy wybrać się na wyprawę rowerową do Gogołowej. Ja wyruszyłem z domu na tamę Zbiornika Goczałkowickiego, by przez Goczałkowice dotrzeć do Pszczyny, na umówione miejsce spotkania z kolegą. Potem już wspólnie ruszyliśmy w kierunku zbiornika Łąka i przez malownicze tereny okolic Poręby, Brzedźc i Studzionki dotrzeć w okolice kopalni Pniówek w Pawłowicach, gdzie nieco pomyliliśmy trasę, ale mimo to znaleźliśmy szybko drogę przez okolice kopalni Zofiówka w Jastrzębiu-Zdroju, do Gogołowej. Tam czekało nas trochę wzniesień, ale co to dla fachowców... W Gogołowej odwiedziliśmy mojego wujka Romka. Po blisko 2 godzinach dyskusji na różne tematy, zapadła decyzja o wspólnej wyprawie we trójkę na "koniec świata". Aby tam dotrzeć, musieliśmy przejechać nieco ruchliwymi drogami w Połomii i Mszanej, by ponownie zawitać na terenie Jastrzębia (dzielnice Moszczenica i Piaski). Po pokonaniu kolejnych wzniesień, szybko dotarliśmy na "koniec świata" w czeskiej miejscowości Pierstna, gdzie znajduje się bar zwany "Koliba na konci světa", gdzie napiliśmy się i ruszyliśmy w kierunku dzielnicy Jastrzębia zwanej Ruptawa. Stamtąd ładnymi terenami z pagórkami, dojechaliśmy do dzielnicy Bzie, gdzie pożegnaliśmy się z wujkiem, który przez Krzyżowice powrócił do domu. My, jednak jechaliśmy ładnymi, już bez pagórków, terenami z widokami na Beskid Śląski, do Golasowic, Jarząbkowic i Zbytkowa, a potem dotarliśmy do Strumienia. Tam na skrzyżowaniu obok starego mostu na Wiśle pożegnałem się z Michałem, który przez okolice Pszczyny powrócił do domu w Piasku. Ja zaś przez Zabłocie, Chybie i Landek w ciągu 45 minut dotarłem do swojego domu w Ligocie.
Wyprawa odbyła się przy ładnej, nieco wietrznej pogodzie. Mój dystans to 94 km, Michał zaliczył o 2 km więcej a wujek około 25 km. Wszyscy jednak byli zadowoleni i z uśmiechem!!!
17 maja 2015 roku wraz z kolegą Michałem postanowiliśmy wybrać się na wyprawę rowerową do Gogołowej. Ja wyruszyłem z domu na tamę Zbiornika Goczałkowickiego, by przez Goczałkowice dotrzeć do Pszczyny, na umówione miejsce spotkania z kolegą. Potem już wspólnie ruszyliśmy w kierunku zbiornika Łąka i przez malownicze tereny okolic Poręby, Brzedźc i Studzionki dotrzeć w okolice kopalni Pniówek w Pawłowicach, gdzie nieco pomyliliśmy trasę, ale mimo to znaleźliśmy szybko drogę przez okolice kopalni Zofiówka w Jastrzębiu-Zdroju, do Gogołowej. Tam czekało nas trochę wzniesień, ale co to dla fachowców... W Gogołowej odwiedziliśmy mojego wujka Romka. Po blisko 2 godzinach dyskusji na różne tematy, zapadła decyzja o wspólnej wyprawie we trójkę na "koniec świata". Aby tam dotrzeć, musieliśmy przejechać nieco ruchliwymi drogami w Połomii i Mszanej, by ponownie zawitać na terenie Jastrzębia (dzielnice Moszczenica i Piaski). Po pokonaniu kolejnych wzniesień, szybko dotarliśmy na "koniec świata" w czeskiej miejscowości Pierstna, gdzie znajduje się bar zwany "Koliba na konci světa", gdzie napiliśmy się i ruszyliśmy w kierunku dzielnicy Jastrzębia zwanej Ruptawa. Stamtąd ładnymi terenami z pagórkami, dojechaliśmy do dzielnicy Bzie, gdzie pożegnaliśmy się z wujkiem, który przez Krzyżowice powrócił do domu. My, jednak jechaliśmy ładnymi, już bez pagórków, terenami z widokami na Beskid Śląski, do Golasowic, Jarząbkowic i Zbytkowa, a potem dotarliśmy do Strumienia. Tam na skrzyżowaniu obok starego mostu na Wiśle pożegnałem się z Michałem, który przez okolice Pszczyny powrócił do domu w Piasku. Ja zaś przez Zabłocie, Chybie i Landek w ciągu 45 minut dotarłem do swojego domu w Ligocie.
Wyprawa odbyła się przy ładnej, nieco wietrznej pogodzie. Mój dystans to 94 km, Michał zaliczył o 2 km więcej a wujek około 25 km. Wszyscy jednak byli zadowoleni i z uśmiechem!!!