Zwardoń i trójstyk
Zwardoń - trójstyk - Ochodzita.
Po deszczowym i pracowitym lipcu kolejna wyprawa odbyła się 5.08.2012. Swój początek miała na przejściu granicznym w Zwardoniu - Mycie, gdzie dotarłem z domu samochodem. Po wypakowniu roweru z auta udałem się w kierunku Słowacji. Przekroczyłem granicę i chciałem jechać budowaną autostradą , ale tym razem plany nie powiodły się i jechałem noralną drogą do Skalitego.W centrum tej miejscowości znajduje się pomnik dla uczczenia zabitych w latach 1941 - 1945. Jest to pomnik, gdzie napisy są po rosyjsku i słowacku, sierp i młot, a na jego szczycie umieszczono pięcioramienną gwiazdę - co mówi nam że to pomnik z epoki komunizmu.
Mimo to bardzo dobrze zachowany i znajdujący się obok kościoła. Następnie widziałem stację kolejową Skalite i skierowałem się do Czernego. W Czernym natrafiłem na szlak prowadzący do trójstyku Polski , Słowacji i Czech. Na szlaku we wsi była mapa okolic, wraz z historycznymi mapami z 1703 i 1750 roku, gdzie były granice Śląska i Węgier ( w tych latach Słowacja była częścią Węgier). Ze strony słowackiej na trójstyk prowadzi stroma ścieżka z widokami na Herczawę w Republice Czeskiej, oraz na dolinę Skalitego na Słowacji.
Po odpoczynku na trójstyku, gdzie jak zawsze byli ludzie, skierowałem się do czeskiej Herczawy, mając w pamięci wyprawę z 2011 roku ( wtedy nieoczekiwanie złapała nas burza na granicy słowacko-czeskiej w Świerszczyńcu). Z Herczawy podziwiałem ładne widoki na okoliczne góry i wróciłem przez dawne przejście graniczne do Polski, do Jaworzynki. Na trasie nadal były piękne widoki i górki. Z Jaworzynki pojechałem do Istebnej (początkowo chciałem jechać szlakami na Zwardoń ale nieco pomyliłem drogi), gdzie nieco zboczyłem z trasy, by obejrzeć chatę Kawuloka.
Ostatni raz w tym miejscu byłem dawno, bo w 1994 roku ,kiedy odwiedziła nas rodzina z dalekiego Toronto. Wówczas byłem w śrdku chaty, a o historii opowiadała nam góralka - Zuzka. Dziś nie mialem czasu na wspomnienia i lokalnymi (trzeba powiedzieć, że wymagającymi sporego wysiłku prowadzącymi po pagórkach) drogami dotarłem do Koniakowa. Ta miejscowość słynie z koronek (robią nawet koronkowe stringi) i tam znajduje się góra Ochodzita, którą zdobyłem!!! wymagało to sporego wysilku, ale warto było, bo widoki były piękne. Wiedzie tam też droga do Kamesznicy, gdzie równierz są piękne widoki i tam też byłem.
Robiło się już nieco ciemnawo, dlatego z Kamesznicy szybko jechałem przez Laliki do Zwardonia. Tym razem było już z górki więc można było jechać bardzo szybko. Na trasie z Lalik do Zwardonia widziałem tunel na trasie espresowej oraz nikomu nie potrzebne nowe budynki terminalu granicznego w Zwardoniu. Teraz bylo nieco pod górkę i tym sposobem wrócilem do Zwardonia - Myto, gdzie wyprawa się zakończyła.
Podczas wyprawy były same podjazdy i zjazdy, ale w końcu to są góry.Teraz przynajmniej mogę się pochwalić częścoiwym zdobyciem trasy, gdzie był wynalazca roweru górskiego Gary Fisher. Zmęczenie bylo duże ale nie trwało długo, by już planować kolejną wyprawę po górach...
Po deszczowym i pracowitym lipcu kolejna wyprawa odbyła się 5.08.2012. Swój początek miała na przejściu granicznym w Zwardoniu - Mycie, gdzie dotarłem z domu samochodem. Po wypakowniu roweru z auta udałem się w kierunku Słowacji. Przekroczyłem granicę i chciałem jechać budowaną autostradą , ale tym razem plany nie powiodły się i jechałem noralną drogą do Skalitego.W centrum tej miejscowości znajduje się pomnik dla uczczenia zabitych w latach 1941 - 1945. Jest to pomnik, gdzie napisy są po rosyjsku i słowacku, sierp i młot, a na jego szczycie umieszczono pięcioramienną gwiazdę - co mówi nam że to pomnik z epoki komunizmu.
Mimo to bardzo dobrze zachowany i znajdujący się obok kościoła. Następnie widziałem stację kolejową Skalite i skierowałem się do Czernego. W Czernym natrafiłem na szlak prowadzący do trójstyku Polski , Słowacji i Czech. Na szlaku we wsi była mapa okolic, wraz z historycznymi mapami z 1703 i 1750 roku, gdzie były granice Śląska i Węgier ( w tych latach Słowacja była częścią Węgier). Ze strony słowackiej na trójstyk prowadzi stroma ścieżka z widokami na Herczawę w Republice Czeskiej, oraz na dolinę Skalitego na Słowacji.
Po odpoczynku na trójstyku, gdzie jak zawsze byli ludzie, skierowałem się do czeskiej Herczawy, mając w pamięci wyprawę z 2011 roku ( wtedy nieoczekiwanie złapała nas burza na granicy słowacko-czeskiej w Świerszczyńcu). Z Herczawy podziwiałem ładne widoki na okoliczne góry i wróciłem przez dawne przejście graniczne do Polski, do Jaworzynki. Na trasie nadal były piękne widoki i górki. Z Jaworzynki pojechałem do Istebnej (początkowo chciałem jechać szlakami na Zwardoń ale nieco pomyliłem drogi), gdzie nieco zboczyłem z trasy, by obejrzeć chatę Kawuloka.
Ostatni raz w tym miejscu byłem dawno, bo w 1994 roku ,kiedy odwiedziła nas rodzina z dalekiego Toronto. Wówczas byłem w śrdku chaty, a o historii opowiadała nam góralka - Zuzka. Dziś nie mialem czasu na wspomnienia i lokalnymi (trzeba powiedzieć, że wymagającymi sporego wysiłku prowadzącymi po pagórkach) drogami dotarłem do Koniakowa. Ta miejscowość słynie z koronek (robią nawet koronkowe stringi) i tam znajduje się góra Ochodzita, którą zdobyłem!!! wymagało to sporego wysilku, ale warto było, bo widoki były piękne. Wiedzie tam też droga do Kamesznicy, gdzie równierz są piękne widoki i tam też byłem.
Robiło się już nieco ciemnawo, dlatego z Kamesznicy szybko jechałem przez Laliki do Zwardonia. Tym razem było już z górki więc można było jechać bardzo szybko. Na trasie z Lalik do Zwardonia widziałem tunel na trasie espresowej oraz nikomu nie potrzebne nowe budynki terminalu granicznego w Zwardoniu. Teraz bylo nieco pod górkę i tym sposobem wrócilem do Zwardonia - Myto, gdzie wyprawa się zakończyła.
Podczas wyprawy były same podjazdy i zjazdy, ale w końcu to są góry.Teraz przynajmniej mogę się pochwalić częścoiwym zdobyciem trasy, gdzie był wynalazca roweru górskiego Gary Fisher. Zmęczenie bylo duże ale nie trwało długo, by już planować kolejną wyprawę po górach...