Jastrzębie - Skrzyszów
Jastrzębie - Skrzyszów
Nastepna wyprawa rowerowa w dniu 30.09.2012. rozpoczęla się w Gogołowej koło Jastrzębia, gdzie mieszka wujek. Z Gogołowej wyruszyliśmy polną drogą w kierunku zalewiska w Połomii. Jadąc po terenie pagórkowatym, skierowaliśmy się do Jastrzębia w okolice kopalni o tej samej nazwie. Po przejechaniu, przez centrum miasta, odnaleźliśmy stare domy zdrojowe. Miasto to było do niedawna uzdrowiskiem, ale stracilo ten status. Domy i park zdrojowy zachowały dawny klimat i urok. Po krótkim postoju w uzdrowisku pojechaliśmy do dzielnicy Ruptawa. Na trasie widzielismy dawną linię kolejową Zebrzydowice - Jastrzębie, oraz hałdę Szarlota z Rydułtów. Po pokonaniu kojenych pagórków znaleźliśmy się na granicy z Republiką Czeską i wjechaliśmy do "czeskiego worka" i obtoczonej z trzech stron polską granicą, czeskiej miejscowości Prstna (Pierstna). Tam odpoczęliśmy "na końcu świata" (Koliba na konci sveta), bo tak nazywa się bar w tej miejscowości.Na trasie był kolejny bar Radegast i tu przypomniała mnie się słynna afera z podrabianym czeskim alkoholem...(kilka osób zatruło się także w Polsce). Potem powróciliśmy do Polski w miejscowości Skrbeńsko. Stamtąd pojechaliśmy do Szotkowic (dzielnica Jastrzębia) i jadąc wzdłuż dawnej linii kolejowej Jastrzębie - Wodzisław (przy której rosła "marihuana" i była hodowla danieli) wyjechaliśmy w Godowie, skąd pochodz Franciszek Pieczka. Z Godowa pojechaliśmy do Srzyszowa, gdzie miał miejsce ciekawy zbieg okoliczności, bo spotkaliśmy rodzinę, która chciała nas zaprosić "na ciasto i kawa". Niestety mimo, pogoni za nami jednej z osób nie mogliśmy skorzystać z zaproszenia. W Skrzyszowie chcieliśmy wjechać na nieczynna, ale gotową autostradę A1, lecz płoty nam to uniemozliwiły. Tym sposobem byłby fajny skrót aż do Połomii, a tak zawiataliśmy w miejscowości Krostoszowice, by potem przejechać przez Wodzisław Śląski do Marklowic, gdzie domy miały być okrągłe, bo sołtysowi powiedzieli, że za rogiem w łep dostanie.Domy jednak byly normalne, a my pojechaliśmy do centrum Połomii. Tu już po ciemku jechaliśmy asfaltowymi drogami prosto pod dom wujka, gdzie wyprawa dobiegła końca.
Nastepna wyprawa rowerowa w dniu 30.09.2012. rozpoczęla się w Gogołowej koło Jastrzębia, gdzie mieszka wujek. Z Gogołowej wyruszyliśmy polną drogą w kierunku zalewiska w Połomii. Jadąc po terenie pagórkowatym, skierowaliśmy się do Jastrzębia w okolice kopalni o tej samej nazwie. Po przejechaniu, przez centrum miasta, odnaleźliśmy stare domy zdrojowe. Miasto to było do niedawna uzdrowiskiem, ale stracilo ten status. Domy i park zdrojowy zachowały dawny klimat i urok. Po krótkim postoju w uzdrowisku pojechaliśmy do dzielnicy Ruptawa. Na trasie widzielismy dawną linię kolejową Zebrzydowice - Jastrzębie, oraz hałdę Szarlota z Rydułtów. Po pokonaniu kojenych pagórków znaleźliśmy się na granicy z Republiką Czeską i wjechaliśmy do "czeskiego worka" i obtoczonej z trzech stron polską granicą, czeskiej miejscowości Prstna (Pierstna). Tam odpoczęliśmy "na końcu świata" (Koliba na konci sveta), bo tak nazywa się bar w tej miejscowości.Na trasie był kolejny bar Radegast i tu przypomniała mnie się słynna afera z podrabianym czeskim alkoholem...(kilka osób zatruło się także w Polsce). Potem powróciliśmy do Polski w miejscowości Skrbeńsko. Stamtąd pojechaliśmy do Szotkowic (dzielnica Jastrzębia) i jadąc wzdłuż dawnej linii kolejowej Jastrzębie - Wodzisław (przy której rosła "marihuana" i była hodowla danieli) wyjechaliśmy w Godowie, skąd pochodz Franciszek Pieczka. Z Godowa pojechaliśmy do Srzyszowa, gdzie miał miejsce ciekawy zbieg okoliczności, bo spotkaliśmy rodzinę, która chciała nas zaprosić "na ciasto i kawa". Niestety mimo, pogoni za nami jednej z osób nie mogliśmy skorzystać z zaproszenia. W Skrzyszowie chcieliśmy wjechać na nieczynna, ale gotową autostradę A1, lecz płoty nam to uniemozliwiły. Tym sposobem byłby fajny skrót aż do Połomii, a tak zawiataliśmy w miejscowości Krostoszowice, by potem przejechać przez Wodzisław Śląski do Marklowic, gdzie domy miały być okrągłe, bo sołtysowi powiedzieli, że za rogiem w łep dostanie.Domy jednak byly normalne, a my pojechaliśmy do centrum Połomii. Tu już po ciemku jechaliśmy asfaltowymi drogami prosto pod dom wujka, gdzie wyprawa dobiegła końca.