Blatnia Szyndzielnia
Błatnia - Szyndzielnia
Następna wyprawa rowerowa odbyła się 18.11.2012 i kolejny raz towarzyszył mi Michał. Tym razem spotkaliśmy się w Miliardowicach. Zaczęliśmy wyprawę już o 10.30 ponieważ dzień już był krótki, a i trasa - jak później określiliśmy - była szalona!!! Z Miliardowic dotarliśmy przez Bronów do górki rudzickiej, gdzie zaczyna się miejscowość Rudzica. Tutaj zaczyna się pagórkowaty teren i jazda na rowerach jak to się mówi po śląsku - jedzie sie przez same kopce...To jednak było jeszcze nic. Z Rudzicy dotarliśmy (najpierw miedzą, a potem boczną i główną drogą) do Jasienicy. Tuaj był krótki przystanek przy sklepie i ruszyliśmy dalej pod górkę do Jaworza. Jaworze to miejscowość starająca się o status uzdrowiska. Są tam też zródła geotermalne, podobne do tych co są na Słowacji. Znaleźliśmy żółty szlak wiodący na szczyt Błatniej. Szlak jest nieco kamienisty i wymagający nawet prowadzenia rowerów.
Są momenty, gdzie jednak można jechać na rowerze, co czyniliśmy. W miarę zbliżania się do szczytu, naszym oczom ukazywały się szczątkowe, niestety spowite mgłą, widoki na okolicę Bielska - Białej i gór. Mocny wiatr na szczycie Błatniej (nazywanej też Błotnym) zachęcił nas do szybkiej ewakuacji stamtąd. Na trasie spotkaliśmy rowerzystów, więc nie byliśmy jedynymi szaleńcami. Początkowo planowaliśmy wypicie kawy w schronisku na Błatniej, ale czas nam na to nie pozwalał, bo chcieliśmy wrócić jeszcze przed zmrokiem...Szlak z Błatniej na Stołów i Trzy Kopce okazał się dla nas nieco wymagający. Tu już dało o sobie znać zmęczenie, co nas niemile zaszokowało - ale zlani potem nadal szliśmy i momentami jechaliśmy w stronę Klimczoka. Tu też zaszokowała nas kondycja dziadka, który najpierw naprawiał dętkę na Błatniej, a potem zdąrzył nas wyprzedzić na trasie na Trzy Kopce. Ale górka też mu się dała we znaki i nie wyjechał na szczyt. Przy rozwidleniu szlaków przy szczycie Klimczoka (do samego szczytu było niedaleko), z naszego żółtego szlaku skręciliśmy na czarny, wiodący w stronę Szyndzielni (motyw - mało czasu przed zmrokiem). Po minięciu schroniska na Szyndzielni postanowiliśmy zjechać, niebieskim szlakiem narciarskim ze stoku Sahara aż na stok Dębowca. Zjazd był już przyjemniejszy niż zdobywanie szczytów, ale spowodował, że spocone ciała zaczęły odczuwać zimno, rowery wzbogacały się w niewielkie ilości błota. Dotarliśmy nieco zziębnięci na Dębowiec, a stamtąd już do centrum Bielska - Białej. Niestety, nasze plany zwiazane z dotarciem do domów przed zmrokiem, okazały się niewykonalne. Michał chciał jechać na stację PKP Bielsko, ale udało mi się go namówić na wspólny powrót na rowerze do Miliardowic. Zmęczenie dawało o sobie znać, ale wypite energy drinki nieco je zmniejszały. W Bielsku pokonaliśmy Hulankę i skierowaliśmy się przez Mazańcowice, nawet dosyć szybko, dotarliśmy do Ligoty i samych Miliardowic.
Teraz pojawia się kwestia powrotu Michała z Miliardowic do domu w Piasku. Zapadł zmrok, a trasa z Miliardowic przez Zabrzeg do Goczałkowic, Pszczyny czy Piasku, przez wał jeziora po zmroku jest zamknięta... DO MAJA 2010 ROKU POMIĘDZY ZABRZEGIEM A GOCZAŁKOWICAMI ISTANIAŁA ALTERNATYWA - CZYLI MOSTEK NA WIŚLE NIEDALEKO POMNIKA W ZABRZEGU. MOSTEK NIESTETY ZNISZCZYŁA FALA POWODZIOWA, A OKOLICZNE WŁADZE NIE SĄ ZAINTERESOWANE JEGO ODBUDOWĄ. WSTYD!!! BYŁA TO FAJNA TRASA Z ZABRZEGA NA GOCZAŁKOWICE, GDZIE PROWADZI NADAL SZLAK "GREENWAYS", PRZERWANY PRZY RZECE WIŚLE. MOSTEK ZNAJDUJE SIĘ W JEJ KORYCIE... W TYM MOMENCIE JADĄC ROWEREM (PO ZMROKU) Z ZABRZEGA DO GOCZAŁKOWIC, TRZEBA NADŁOŻYĆ OKOŁO 20 KM!!! (TRASA PRZEZ CZECHOWICE -DZIEDZICE).
Jako, że trudy wyprawy dały się nam obu mocno we znaki Michał z Miliardowic, został przeze mnie podwieziony do Piasku samochodem. Rower umieściliśmy też w aucie, ale po złożeniu tylnego siedzenia. Taką metode stosuję też przy okazji niektórych wypraw rowerowych.
Była to jedna z ciekawszych wypraw rowerowych w tym sezonie. Nietypowa pora - 18.11.2012 i szalony pomysł zdobywania wtedy na rowerach gór, mówią same za siebie... Pogoda ogólnie nam dopisała, ale było chłodno - momentami zimno (około 5 stopni), ale nasze rowerowe ubrania się spisały dobrze. Widoków z gór nie widzieliśmy zbyt dalekich - utrudniała je mgła i niskie chmury nazwane przez synoptyków "zgniłym wyżem"...