Czechy i Slowacja
Czecho - Słowacja - czyli z Cieszyna przez Czechy i Słowację do Zwardonia.
9 czerwca 2013 z Michałem odbyła się kolejna wyprawa rowerowa z cyklu "dziewicze tereny". Tym razem wystartowaliśmy z Cieszyna, gdzie już o 8.00 dotarliśmy pociągiem. W Cieszynie podziwialiśmy Wzgórze Zamkowe z ładnymi widokami, a także rynek i tzw. "wenecję". Potem jadąc przez Most Przyjaźni zawitaliśmy na terytorium Republiki Czeskiej i Czeskiego Cieszyna, gdzie widzieliśmy ładnie odnowiony dworzec kolejowy. Następnie nieco ruchliwą drogą dotarliśmy do Trzyńca, gdzie w okolicach huty, skierowaliśmy się do dzielnicy Kojkowice, gdzie były malowniczo położone szlaki rowerowe Euroregionu Śląsk Cieszyński. Jadąc ładnymi terenami wzdłuż granicy z Czech i Polski, przez okolice Lesznej, i ponownie Trzyńca, dotarliśmy do Wędryni. Tam zawitaliśmy do centrum wsi, z której pochodzi znana piosenkarka Ewa Farna i widzieliśmy polską szkołę do której ona chodziła. Warto wspomnieć, że jestem też jej fanem. W Wędryni skierowaliśmy się nieco w stronę gór do pieców wapiennych. Po zapoznaniu się z historią tego miejsca (co prawda w języku czeskim, ale nie było to trudne do zrozumienia), ponownie pojawiliśmy się w centrum miejscowości Ewy Farnej. Rozciągały się tam piękne widoki na okoliczne góry i przełęcz jabłonkowską, którą potem jechaliśmy. Jadąc do Jabłonkowa przez Bystrzycę, zauważyliśmy zamalowane polskojęzyczne tablice, które były pod nazwami czeskimi... Zabolało nas to nieco, bo są to podteksty ksenofobiczne i wandalizm!!! Takie tablice są montowane w miejscowościach, gdzie mieszka co najmniej 10 procent Polaków i są one świadectwem odwiecznego współżycia Polaków i Czechów na ziemi cieszyńskiej .Może osoba popularnej piosenkarki z Zaolzia i, która łączy te dwa narody zlikwiduje tą ksenofobię... W Jabłonkowie zrobiliśmy zakupy i ruszyliśmy do Skiarealu Mosty koło Jabłonkowa. Tam planowaliśmy obiad, ale musieliśmy zadowolić się tylko kawą. Przy okazji mieliśmy zabawną rozmowę z czeską kelnerką... Widzieliśmy też zbliżającą się burzę, która gdzieś przechodziła. W centrum Mostów jednak znaleźliśmy coś do jedzenia, a były to knedliki z mięsem i kapustą, oraz polévka (to myśleliśmy że znaczy sos, a okazało się, że to zupa!!!) Potem, już nasyceni sporym obiadem, zawitaliśmy na granicy czesko - słowackiej. Tym samym wjechaliśmy na teren Słowacji, do miejscowości Świerszczyniec. Tam podziwialiśmy miniaturę paryskiej wierzy Eiffla i skierowaliśmy się do Czernego i leśnym szlakiem do trójstyk Polski, Czech i Słowacji.
Tam chwilę podyskutowaliśmy z rowerzystami, którzy jechali z Żywca i zaplanowaliśmy że wrócimy na Słowację i pojedziemy pociągiem ze Zwardonia (początkowo było planowane z Wisły). Teraz zdecydowaliśmy, że pojedziemy słowacką stroną, gdzie był tylko jeden podjazd do samej granicy. Z Czernego pojechaliśmy przez Skalite, właśnie do Zwardonia. Michał miał małe kłopoty z pokonaniem podjazdu, który był długi, ale daliśmy radę. W Zwardoniu pojechaliśmy do sklepu po wodę i na stację kolejową. Tu zakończyła się wyprawa...a zaczęła przygoda z koleją!!! Okazało się, że pociąg nie pojedzie, bo jest awaria trakcji między Milówką a Węgierską Górką. Gdy już zaplanowaliśmy kontynuację wyprawy na rowerze aż do Żywca, okazało się, że pociąg jednak pojedzie, ale tylko do Milówki, skąd pochodzą bracia Golec. Na tej trasie nie kupowaliśmy biletów, a z Milówki do Węgierskiej Gorki jechaliśmy na rowerach przez Cisiec. Normalni pasażerowie tą trasę pokonywali autobusami. W Węgierskiej Górce wsiedliśmy do zatłoczonego pociągu. Na trasie wsiadło sporo ludzi, także wyjście z rowerem w Czechowicach - Dziedzicach graniczyło z cudem. Warto wspomnieć, że w Bielsku - Białej wsiadł nieco awanturniczy jegomość, któremu wszyscy mieli ustąpić miejsca. W Czechowicach - Dziedzicach wysiedliśmy po uprzednim wyjściu kilku osób z pociągu... Tak oto zakończyl się przygoda i wyprawa... Pogodę mieliśmy idealną!!!