Czantoria z buta.
Pieszo na Czantorię...20.06.2008 doszło do nietypowej wyprawy. Jako,że zbliżały się wakacje postanowiliśmy wspólnie z siostrą dać wolne rowerom i wybrać się pieszo!!!
Pomysł odwiedzenia Czantorii, Soszowa, Stożka i Kiczorów zrodził się kilka dni wcześniej...
Wyprawa rozpoczęła się przed godziną 8:00 na stacji PKP Zabrzeg-Czarnolesie, gdzie wsiedlismy do pociągu relacji Katowice-Wisła. Pociągiem jechaliśmy długo, bo nie jechał on zbyt szybko ze względu na stan torów... I tak po półtorej godzinie jazdy dotarliśmy do stacji Ustroń Polana, gdzie wysiedliśmy. Wyruszylismy pod dolną stację wyciągu krzesełkowego na Czantorię. Od razu przypomnały mi się odległe czasy, kiedy "za bajtla" się tutaj bywało. Dziś wyciąg nie jest taki jak wtedy. Wówczas były tam dwuosobowe krzesełka, które jechały wolniej od tych czteroosobowych co są teraz. Dotarliśmy na górną stację, a następnie na szczyt Czantorii Wielkiej, gdzie znajduje się czeskie schronisko turystyczne i wierza widokowa.W tym miejscu byłem też podczas jednej z moich wypraw rowerowych. Następnie zeszliśmy od schroniska na dół do miejscowości Nydek.Po drodze spotkalismy czeskie wycieczki zmierzające na szczyt i idąc szlakiem rycerskim odwiedziliśmy Pomnik Tranowskiego. Na peryferiach Nydka widzieliśmy jak pewna niewiasta w niewiarygodny i niezrozumiały dla nas sposób próbowała zawracać Fiatem Punto na wąskim i stromym skrzyżowaniu dróg!!! Wydarzenie to określiliśmy mianem "czeskiego filmu", a przez zaineresowanie tymi manewrami trochę pomyliliśmy drogę i w pewnym momencie okazało się,że znowu idziemy na Czantorię. Zawróciliśmy i natrafiliśmy wkońcu na szlak wiodący na przełęcz Beskidek. Jak się później okazało było to, dla nas idących w 30 stopniowym upale, wyczerpujące podejście.Na szczęście dotarliśmy na przełęcz , gdzie już tradycyjnie przywitał nas drobny letni deszcz, co sprawiło ulgę.Na tej przełęczy równierz gościł, podczas wyprawy rowerowej, mój rower. Odpoczeliśmy w budynku na granicy i skierowalismy się szlakiem na Soszów.Na Szoszowie Wielkim widzieliśmy jak postępują prace związane z budową nowego wyciągu krzesełkowego dla narciarzy, którzy w zimie tutaj przyjadą na szusy-zapewne wśród nich będziemy też my.Zatrzymaliśmy się na posiłek w zagrodzie Lepiarzówka, gdzie zjedliśmy regionalną potrawę "kluseczki po soszowsku" i popiliśmy to Coca-Colą. Następnie po posiłku udaliśmy się na Stożek. Szlak nie jest zbyt wyczerujący do momentu, w którym zaczyna się strome podejście na szczyt Stożka, które "dało nam popalić"Dotarliśmy zmęczeni na szczyt Stożka i pod schronisko. Odcinek Stożek-Soszów równierz kiedyś pokonywałem rowerem, a na Soszowie i Stożku wielokrotnie byłem zimą na nartach (przy czym ze względu na złe warunki śniegowe w sezonie 2007/2008 na Stozku nie szusowaliśmy, a na Soszowie bylismy tylko raz). Na Stożku postanowiliśmy iść dalej na Kiczory, gdzie jeszcze nigdy nie byłem. Idzie się super-prawie żadnych wznisień. Cała trasa od przełeczy Beskidek, przez Soszów, Stożek aż na szczyt Kiczor wiedzie wzdłuż granicy polsko-czeskiej. Na Kiczorach znajdują się charakterystyczne skałki. Zeszliśmy ze szczytu sromym zejściem wiodącym,aż na stację PKP w Wiśle Głębcach, gdzie wsiedliśmy do pociągu i pojechaliśmy do Zabrzega-Czarnolesia-miejsca, gdzie zakończyła się wyprawa.
Była to udana wyprawa, po której trochę bolały nogi. Pogoda była ładna, co pozwoliło na podziwianie pieknych widoków z Czantorii, Soszowa, Stożka i Kiczorów. Deszcz "postraszył" nas tylko chwilowo na przełęczy Beskidek. Wyprawa była odstępstwem od tradycyjnych wypraw rowerowych, ale też wspomnieniem dawnych czasów, kiedy wędrowałem tu już "za bajtla"...
Galeria zdjęć